jąc się pod skrzydełko starej czyzyczki. Ja się boję.
— Cicho, cicho — słuchajcie, uspokajał szczygieł. To, co mądry czyżyk powie, przyda się każdemu; niech mówi, niech dokończy.
— Tak, dzieci kochane, dodał tatuś, bardzo blizko, bo w tem mieszkaniu znajduje się nasz prześladowca, który, aby tylko miał sposobność, zje biedne ptaszę i kosteczki nie zostawi.
— Oh! oh! uciekajmy! wrzasnął Tluś.
— Na piec! na piec! zapiszczała Mia.
— Uspokójcie się, moi drodzy, ćwierknęła Lilli. Zamiast hałasować, spytajmy, gdzie jest to szkaradne zwierzę, byśmy je poznali i strzedz się mogli.
Ten i ów zabierający się do ucieczki opuścił skrzydełka; — zrozumieliśmy, że młoda czyżyczka ma słuszność. Gwarnie zarzucono pytaniami tatusia.
— Gdzie on jest?
— Jak się nazywa?
— Pokaż go nam, pokaż!
Tatuś czekał chwilę, aż wszyscy się uspokoją i zaczną słuchać uważnie. Ja, po części ze strachu, trochę z ciekawości, przysunąłem się bliżej.