Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

— Ach, moi drodzy, sam nie wiem — Marcynka się zapłacze.
— O kim mówią?
Lilli zwiesiła główkę.
— Czyżulku drogi, lubiłeś w oknie śpiewać, a teraz masz — biedaku!..
— Oni mnie nie rozumieją! Śpiewam, bo muszę — bo piosnka mimowoli się wyrywa i płynie sama — wesoła albo smutna... Bóg wie, zkąd się bierze.
— Czy tak? ćwierkała Lilli. Tem więcej cię żałuję, kochany Ciziu.
Kiwała główką i patrzyła na mnie ze zdziwieniem
Musiałek tymczasem przystąpił do okna; ja co żywo na piec, gdzie łzami gorzkiemi zalewali się rodzice, braciszkowie i siostrzyczki. Rozpędzono nas kijem, który ledwie nie zabił Ziuzi, a szczygieł krzyczał na całe gardło:
— Ciziu, na szafę! dalej — na prawo! tu! tu! do nas! Biegłem, gdzie kazał, wiedząc dobrze, iż prędzej czy później nie uniknę swego losu... złapie mnie jeden albo drugi. Nareszcie, ledwie dysząc, usiadłem w kąciku, pomiędzy klatką, a oknem.
— Gdzie czyżyk? pytał stróż.