Szewc udawał, że mnie nie widzi, czy też nie dostrzegł naprawdę i kręcił się po pokoju.
— Toć szukamy oba! mówił ze złością. Zadziało się gdzieś — tfu!.. jak w ziemię przepadł.
Mówili mi później, że szukał pod szafą, patrzył za piec i pod komin — ja tego nie widziałem, gdyż zamknąwszy oczy, ani się ruszyłem.
Szczygieł, poczciwina, latał jak najęty, za nim uwijał się Tluś. Nie przypuszczałem, by mój braciszek był taki odważny.
Po długiem szukaniu, Michał przypomniał sobie robotę bardzo pilną i rzekł do majstra.
— Ano, niech tam! kawał czasu już straciłem — nie sposób się uganiać do wieczora. Trzeba iść, a pan majster ptaka przyśle.
— Doprawdy, Michale, nie wiem.
— Przecież miałem go dostać... jak nie, to sam trafię.
Z temi słowami wyszedł.
Ledwie drzwi zamknął, wpadła Marcysia; ja zacząłem śpiewać.
— Drogi czyżulek! wołała dziewczynka — ile przez niego mamy wesołości!
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/53
Ta strona została skorygowana.