Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

tańcują. Ledwie mi oczy na wierzch nie wyszły od patrzenia — zwracałem je to na lewo, to na prawo, ucieszony i zabawiony przygodą tak niezwykłą, aż tu dźwięk się rozległ: dyń! dyń! dyń! — i wszystko zniknęło.
— Zniknęło! powtórzyliśmy ze smutkiem i gdzież się mogło podziać?
— To samo pytanie, mówił dalej szczygieł, zadałem sobie po chwili, gdym trochę do przytomności wrócił. Zacząłem się rozglądać i szukać. Aż tu znowu słyszę: b-a-ba — b-e-be — b-i-bi, — zupełnie jak Nastka. Myślę sobie: bąk huczy i siedzę dalej. Wreszcie sfrunąwszy niżej, przysiadłem blizko okna... oho! już go mam!.. bąk się znalazł — nawet nie jeden lecz wielkie mnóstwo, starszych i młodszych. Siedzą na ławkach i powtarzają. Ławkę nieco wyższą zajmuje poważny jakiś człowiek, przy nim stoi dziewczynka i po deseczce sunie drobny bardzo przedmiot.
Długo patrzyłem. Od czasu do czasu, z grona dziewczynek lub chłopców wychodziło jedno, by odpowiadać na pytania, jakie ten mądry pan zadawał. Po największej części wszakże on mówił, dzieci słuchały. Przestał dopiero i z ław-