to głos sumienia. Kto go słucha, ustrzeże się złych czynów; biada tym, co go w sobie głuszą.
Długo tak jeszcze mówił ten dobry człowiek, następnie kazał dzieciom się pomodlić i iść do domu. Dzieci nie dały sobie tego powtarzać dwa razy; w chwilę później budynek szkolny opustoszał. Ja też frunąłem dalej.
Gdy szczygieł skończył, zapanowało milczenie — przerwała je makolągwa pytaniem:
— Nie przyszło wam też na myśl, że i my tutaj mamy szkołę?
— Gdzie?
— Na piecu.
Spojrzeliśmy po sobie — nikt się nie odezwał.
— Alboż złym nauczycielem jest szczygieł, który kawał świata zwiedził i wszystko mądrze wytłomaczyć nam potrafi! dorzuciła makolągwa.
— Prawda! prawda! zawołaliśmy z przekonaniem.
— Niech żyje szczygieł! niech żyje nauczyciel!
— Dopiero teraz poznała się na mnie, ćwierknął stary, zadowolony jednak bardzo i ucieszony.