— Niema czyżunia! wołała dziewczynka — już nigdy go nie zobaczę! Wszystkie ptaszki są na oknie, a czyżulek przepadł!
— Mów, coś z nim zrobił, jeżeli nie chcesz dostać kijem! krzyczał na całe gardło majster.
— Uhu! panie złocisty! uhu! panie najsłodszy! darł się Franek. Nic mu nie zrobiłem, cóż miałem zrobić?.. nie widziałem go wcale.
— Kłamiesz! odparł szewc. Nie tak wygląda człowiek, który ma czyste sumienie — gadaj, coś zrobił z czyżykiem Filutki!
Usłyszawszy imię mateczki, wiedziałem już teraz, że o mnie idzie. Zejść? czy nie zejść?... Trzeba było natychmiast pokazać się szewcowi, sam to wiem dzisiaj, lecz złość podsunęła mi inną radę!
— Zostań tutaj, posiedź do wieczora, niech Franek cierpi, niech otrzyma to, na co zasłużył.
Usłuchałem rady niedobrej, mściwej i wsunąłem się w kąt pieca, gdzie byłem sam jeden; wszyscy frunęli do klatki i pewno tam jedli, a wówczas Marcysia spostrzegła, że mnie brakuje.
— Odpowiadaj! krzyknął szewc.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/69
Ta strona została skorygowana.