— Nie wiem, nie wiem! powtarzał Franek.
Dziewczynka, prawdopodobnie ze strachu, przestała płakać — głos jej umilkł
— Panie najsłodszy, wrzeszczał Franek — nie widziałem go dziś wcale!.. nie widziałem!
Kłamstwo chłopaka dodało mi zawziętości; — przestała dokuczać myśl, że źle robię — z zupełnym spokojem oczekiwałem, co dalej będzie. Obiją go — z domu wyrzucą — doskonale!.. powinien być obity i wypędzony. Wszak mogłem się udusić... teraz nic mi nie jest, lecz przecież zemdlałem, a później bolała mnie głowa. Pastwił się nademną, bo jestem słabszy i udaje niewinnego, ponieważ lęka się bólu. Niech cierpi, niech go boli! za nic mu nie dopomogę!
Rozległ się trzask, a jednocześnie krzyk Franka ucho mi prześwidrował.
— Nie kłam! nie kłam! powtarzał szewc — dobrze, czy źle zrobiłeś, mów prawdę!
Spojrzałem na dół....
Rzemienne pasy dotknęły pleców nieszczęśliwego Franka! on krzyknął — majster znowu się zamierzył...
Zdrętwiałem z żalu i wstydu.
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/70
Ta strona została skorygowana.