Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

Może zaczekasz jeszcze? wołał we mnie jakiś głos — bawi cię jego krzyk, uzdrawia narzekanie?...
Frunąłem na okno, musnąwszy po drodze wzniesioną do góry dłoń szewca.
— Jest czyżuś! znalazł się czyżuś!
Szewc rękę opuścił.
— Nieszczęsna godzina! przez taką marnotę niewinnie cierpiałem! jęczał Franek, trąc obolałe plecy. Pan majster nie ma litości nad człowiekiem — zbił mnie bez miłosierdzia, chociaż mówiłem, że nic nie wiem. Ptasisko na złość się schowało i dopiero teraz wyszło, a ja, com dostał, tom dostał! Oj gdyby matka z tamtego świata zobaczyć mogła, komu mnie oddała w opiekę!..
Szewc ani słowa nie rzekł, tylko robotę chwycił skwapliwie i do późnej nocy nad nią przesiedział. Szewcowa w kącie coś szyła, dzieci wylęknione też się nie odzywały. Ja zostałem w klatce, nie wiedząc, gdzie się obrócić. Gdy Franek spojrzał w stronę klatki, trząsłem się ze strachu, a mamusia pytała troskliwie, „co ci jest, maleńki?“ i kazała wody się napić.
Nie pamiętam, czy to zrobiłem — ogarniała mnie dziwna niemoc, piórka