Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/72

Ta strona została skorygowana.

się nastroszyły, wzrok zaćmił. Marcysia, wziąwszy mnie na rękę, utuliła miękkiemi paluszkami — przestałem drżeć. Wszystkie ptaszki odleciały na piec, a dziewczynka trzymała mnie ciągle w swoich dłoniach, nucąc piosneczkę, przy której zasnąłem.