Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

ludzkich mieszkań, prawie u progu kuchni dworskiej.
— Nikt wrony nie spłoszył?
— Ludzie, jak zwykle, zajęci robotą, o kurze zapomnieli, a ona, poczciwa mamusia, chodziła po podwórku z gromadą kurczątek wesołych, tłuściutkich, żółtych jak kanarki.
— Małe kurczątka są także ładne?
— Bardzo ładne! Wyglądają niby kłębuszki puchu mięciutkiego i delikatnego. Później brzydną: jedne robią się szare, inne pstre, czarne, żółtawe, niektóre białe, ale podobnem do kanarka żadne nie jest.
— Jakże dała sobie radę kura? pytaliśmy zaciekawieni.
— Przyzwyczajona do ludzkiej opieki, naprzód wołała o pomoc — krzyczała strasznym głosem, aż ochrypła. Wrona jednak pewno już mądrze wymiarkowała i przepatrzyła, że nieprędko kto nadejdzie, bo wszyscy zatrudnieni, każdy swojem. Nie zważając na krzyk biednej mateczki, wybrała sobie tłustego kogucika...
— Nie mogliście też, siostruniu, w jakikolwiek sposób dać jej ratunek? przerwała moja mama.