Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

— I wyskubała trochę czuba wronie!
— Gdzie tam! nie zrobiła jej krzywdy, tylko powstrzymała napastnicę.
— Dobra mateczka! zaświergotała Lilli, czyszcząc starannie dziobek. Ucałowałabym ją za to.
— A ja, chwalił się Tluś — odpędziłbym wszystkie wrony daleko! daleko!
— Miałbyś robotę niesłychaną, bo wszędzie ich pełno rzekł szczygieł. Taka czarnula wychowuje corok pięcioro albo sześcioro malców, a silne to i wytrwałe nadzwyczajnie.
— Drogie dzieci, rzekła mamusia, chodźmy spać. Kto głodny, niech zje troszkę, wodą popije i — na górę!
— Szkaradny czas! wyrzekał szczygieł. Dnie ponure, bez słońca, noc taka długa, że mnie staremu oczy nie chcą się kleić. Radbym pochodził, ale cóż? — ciemno; — gdzie pójdę?
— Nie skarż się, odparła szczyglica. Spisz w cieple — dopiero przykrość! Gorzej tym, co nie mają gdzie się schronić.
— No, tak, świergotał szczygieł, wybierając najgrubsze ziarnka, tamtym trudno teraz.
— Zostańcie z Bogiem! ćwierknęła