Gdy frunęliśmy na dół, Marcysia, płacząc, zbierała piórka z podłogi.
— O moje biedactwa! zawodziła — moje biedne, kochane ptaszęta. Kot dostał się pewno, gdy Franek szedł z piwem i drzwi nie zatrzasnął. Moje biedne, wymordowane ptaszki, tylko garść piór z was pozostała... Te pstre pamiętam na szyjce Ziuzi, szare ze skrzydła Filutki — po szczygiełku nawet i piór nie widzę... O, moje drogie, moje kochane ptaszyny.
Słuchaliśmy tych narzekań; — młodsze siostrzyczki piszczały żałośnie — mama Lilli wzięła je w opiekę. Siedzieliśmy wszyscy na oknie aż do wieczora, nikt nie zaśpiewał, nawet głośniej odezwać się nie ważył. Świergotano tylko od czasu do czasu:
— Ach, my biedni, ach, my nieszczęśliwi!
Smutna to była piosnka.
Gdy pierwszy żal minął, makolągwa zaczęła wyrzucać nam, młodym, żeśmy jej córeczkę prześladowali niesłusznie, gdyż była ona bardzo miła, dobra i mądra.
— Ależ, ciotuniu, zawołał Tluś — gdyby wypadało szukać towarzyszki
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/89
Ta strona została skorygowana.