czyżyka i byłyby go poturbowały niezgorzej, gdyby nie krzyk Lilli.
— Trululu się udławił!
— Nieszczęście! zawodziła makolągwa. Kto żyw, niech spieszy na ratunek!... stracę drugie dziecko.
Ojciec już był przy swoim synku i robił co umiał, aby z gardziołka usunąć kawałek cukru, którego wystraszony malec połknąć nie mógł. Czyżyk, potargany trochę przez dwie złośnice, wdał się także, mój tatko również; — wszyscy pomagali i nareszcie wyjęli cukier. Trululu, pozbywszy się przeszkody, natychmiast do jedzenia wrócił i łykał znowu ziarnka tak chciwie, że, bojąc się wypadku, makolągwa zabrała go na górę. Wszyscy już tam siedzieli, tylko my z tatusiem zostaliśmy przy klatce, w której zginęła mama. Tatuś długo na nas patrzył, nareszcie rzekł:
— Czy będziecie ją zawsze pamiętali?
— Zawsze, przez całe życie, tatuniu!
— Ach, ojczulku, dodał poważniejszy z dniem każdym Tluś — czy moglibyśmy zapomnieć!
— Tamte krzyczą i wyrzekają, lecz
Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/92
Ta strona została skorygowana.