Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

i, wieczorem, chociaż drugie tyle dołożyć. Franek mruczał:
— Wielkie rzeczy! ubyło trochę ptaków, zostało i tak dosyć!
— Mnie ich żal, mówił Adam. Nikomu krzywdy nie zrobiły, a zginęły marnie.
— Chciałbyś im pewno pogrzeb wyprawić? co? Zginęły marnie! — ptaki tak zawsze giną — to ich los.
— Cicho! krzyknął majster — nie gadać, tylko roboty pilnować! Ja was tu nauczę!
Chłopcy umilkli zatrwożeni, mnie strach ogarnął... Źle się dzieje, kiedy człowiek wyrozumiały i łagodny bez powodu wybucha gniewem...
— Co to znaczy? pytał Tluś, przyglądając się gospodarzowi — nigdy takim nie był.
— Nowe nieszczęście!
— Braciszku, nieszczęścia nie wspominaj. Cóż się stało?.. chciałbym wiedzieć... ty teraz tylko narzekać umiesz.
Prawda! jakże się zmieniłem! Wczoraj zuch, prawie szaleniec — dziś wszystko mnie przejmuje trwogą. Niktby nie poznał śpiewaka, za którym się ubiegano.