Strona:Karolina Szaniawska - Przygody czyżyków.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

Gdy drzwi skrzypnęły, uciekałem — nie zostałbym też w klatce sam jeden, ani usiadłbym na piecu, gdy wszyscy znajdowali się na oknie.
Dzień zimowy trwa krótko — i ten, choć nadmiarę długim się zdawał, przeszedł wreszcie.
Rano, uspokojony trochę, na życzenie Lilli zaśpiewałem, gdy szewc modlitwę rozpoczął. Smutna to była piosenka, bardzo smutna — pokrzepiła jednak naszą gromadkę i mnie też cokolwiek. Purpurowe szlaki na oknie, w klatce i na podłodze zniknęły; wymyto je, gdyśmy spali, aby nie przypominały strasznego wypadku. Tylko moje biedne siostrzyczki cicho się skarżyły, a rozgadana szczyglica hałaśliwie upominała swoją dziatwę:
— Nie kłóćcie się! przecież ojciec zawsze mówił, żebyście się zgadzali!.. Już nie pamiętacie? wyszło wam z głowy, co on nauczał? Piękne dzieci, dobre dzieci, daleko szukać takich!
Za oknami szalała burza, ciskając w szyby śniegiem i wichurą — u nas było ciepło; kto wszedł, nie rad wychodził i powtarzał.
— Ogromny dziś mróz na świecie!