Strona:Karolina Szaniawska - Rzeczpospolita nauczycielska.djvu/1

Ta strona została uwierzytelniona.
RZECZPOSPOLITA NAUCZYCIELSKA.
(SZKIC KOOPERACYI).

„Bodajeś cudze dzieci uczył!“ — przekleństwo to bardzo stare, gdyż zapisane już w Talmudzie. Siła jego osłabła, lecz bynajmniej nie wygasła. Ofiary klątwy istnieją dotąd — nie jakieś tam resztki szczątkowe, przeżytki, lecz zupełnie współczesne, zamęczane w naszych oczach, torturowane i gnębione.
Bo głupstwo wiecznie trwa i wiecznie broi — musi więc ktoś z jego racyi cierpieć, a któż jeśli nie osoba płatna, obowiązana zżyć się z domem pracodawców, by nie raziła ich swoją odrębnością, nie śmieszyła, nie oburzała, nie denerwowała.
Wystarczy przyjrzeć się zblizka nauczycielkom domowym, porozmawiać z niemi, wybadać, aby odczuć skazy, rany i bolączki, jakie na ich organizmie duchowym wyżarła, wypiekła, wypaliła ta asymilacya przymusowa.
Nie będziemy poruszali kwestyi wyższości edukacyi publicznej nad domową, wpływu koleżeństwa, współzawodnictwa i t. p., idzie nam o przedstawienie doli wychowawczyń, a głównie sprawy zabezpieczenia starości wszystkich kobiet, na polu pedagogii pracujących.


Wiemy, że nikt wszechstronnym być nie może, wiemy, że kształcenie encyklopedyczne rodzi dyletantyzm i płytkość, owoce kwaśne, niepożywne, przez społeczeństwo obcych krajów dawno odrzucone. A jednak nauczycielka domowa córek naszych musi władać trzema lub czterema językami, znać literaturę tychże, posiadać znajomość matematyki, przyrodnictwa, geografii, historyi i t. d. Od mężczyzny nie wymagalibyśmy już niczego więcej — i tak chyba dosyć na jedną osobę — panna musi jeszcze być utalentowaną. Jest w domu fortepian, więc grać trzeba, kto wie, czy która z córeczek niema głosu... Gdyby wreszcie rysowała, malowała — od przybytku głowa nie zaboli — owszem.