zatrudnienia, wypełnić godziny ciężko się wlokące pracą pożyteczną, ożywić je, rozjaśnić i z grobu martwego wypoczynku wejść między żyjących. Gdy tak rozmyślam, widzę pasieki, ogrody, szkoły, pensyonaty, a w nich te wszystkie umęczone twarze rozkwitłe energią, radością i szczęściem. Widzę wśród nich znajome rysy, których jednak nie mogę rozpoznać, tak bardzo się zmieniły: i tę, która pragnęła na stare lata kwiatkami się bawić, i tę, która lubi smażyć, gotować, że aż gospodarstwa w kuchni studenckiej się podjęła, tylko, że biedaczka wątłemi siłami nie mogła dać rady i powyciągała sobie stawy w rękach. Te widzę i wiele, wiele innych; ani jednej smutnej, ani jednej do bram stowarzyszenia kołacącej napróżno. To ich domy, ich szkoły, pracownie, kolonie — są w swojem królestwie — w swojej własnej rzeczypospolitej.
Oby jak najrychlej powstała i oby dotarły do niej wszystkie bez wyjątku pracownice pedagogii!