niegrzeczna, krzyczy w nocy i w dzień, nie umie się bawić i zabrała mi kołyskę.
— Na cóż tobie kołyska? jesteś już duża!
— To nic, kołyska była moja i aniołek przy niej był mój, a teraz to wszystko dla Heli!
— Bardzo mi ciebie żal — dodałam zabawiona pretensyą dziewczynki — ale pewno już masz łóżeczko.
— O, mam, bardzo ładne! tatko mi je kupił, zaraz je pani pokażę — odparła ciągnąc mnie gwałtem do drugiego pokoju, w którym bawiły się dzieci. Przy oknie zastawionym mnóstwem zabawek, stało niewielkie łóżeczko, na którem mała Nacia siąść mi kazała. Wytłomaczyłam jej, nie bez trudności, że szkoda białej, czyściutkiej pościeli i zajęłam miejsce na sofie a przy mnie moja towarzyszka. W kwadrans potem byłyśmy już na stopie pewnej poufałości, dowiedziałam się różnych rzeczy o Heniu, który stłukł wczoraj szklankę, o Mani wielkiej figlarce i Guciu leniuszku, co lubi długo sypiać; wszystkie te zwierzenia pobudzały mnie do śmiechu.
Kazimierz rozdał już ciastka, pierniki i karmelki, puścił na pokój myszkę, powitaną krzykiem radości przez młodsze dzieci, osądził polubownie spór Gucia z Marynią, ucałował maleństwo świątecznie wystrojone, a faworytkę swoją, Nacię, postawił na dłoni i obniósł po wszystkich pokojach.
Strona:Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu/21
Ta strona została skorygowana.