Strona:Karolina Szaniawska - Szkoła praktyczna.djvu/1

Ta strona została uwierzytelniona.
Szkoła praktyczna.

Ogół dziewcząt garnie się do nauki, gorszyć nas wszakże nie powinno, iż ledwie jakaś drobna odsetka robi to bezinteresownie. Większość widzi w nauce narzędzie do walki o byt, broń lżejszą, a skuteczniejszą, niż siła fizyczna lub zręczność palców, wreszcie i siły i zręczności sojusznicę pożądaną.
To zdrowe pojęcie potrzeby oświaty ujmy nauce nie przynosi, wartości jej nie obniża ani trochę, zaś dla pedagogów powinno być wskazówką najcenniejszą.
Niemcy i Anglicy dawno się z nią liczą, przystosowując szkołę do potrzeb życiowych, wedle miary tych potrzeb układają programy wykładów, tworzą nowe typy szkół, takie właśnie, jakich dana chwila lub wreszcie dana okolica kraju wymaga.
A u nas?
Rutyna, szablon, chodzenie w deptaku szlakami oddawna utartemi, rozmyślne zamykanie oczu na potrzebę reform. Rodzice narzekają, nauczyciele i nauczycielki skarżą się a najwięcej dotknięte są dzieci, gdy nie otrzymują tego, po co do szkoły się zgłosiły, czego poszukiwały, tracą więc próżno czas, nie dający się powetować.
Szkolnictwo nasze jest kopciuszkiem, który z postępowemi urządzeniami innych krajów niema nic wspólnego. Przez cały szereg lat cofano jego rozwój: krzew niegdyś bujnie rozrośnięty, wtłoczony został w ciasną glinianą doniczkę, więc skarłowaciał, uwiądł, zmarniał. Gdy nam będzie wolno przesadzić go na grunt matki-ziemi, doczekamy się wkrótce pędów świeżych, zieleni i kwiecia, a z czasem pnia olbrzymiego z konarami, które kraj cały obejmą, roztoczą się nad nim wszerz i wzdłuż.