Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/126

Ta strona została skorygowana.
SCENA V.
Zosia (chodzi po pokoju i mówi z ożywieniem)

Ach! co za radość!.. Skończyły się moje utrapienia, przestałam się już uczyć. Wstępuję w progi nowego życia, które uśmiecha się do mnie pod postacią balów, rautów i innych rozrywek. (przykłada dłoń do serca). Czuję się tak szczęśliwą, że słów dobrać nie umiem, by to wypowiedzieć. (po chwili — z zapałem). Bierze mnie ochota skakać, śpiewać, szaleć, zdaje mi się, że latałabym w powietrzu, jak ptak. (przebiega scenę w podskokach i przystaje nagle). Książki pochowam, fortepian zamknę — znudziło mnie to wszystko. (robi gest odpowiedni) mam tego po uszy. (przechodzi do połowy sceny i staje, przykładając palec do czoła). Ani się jednak nie domyślałam, co mnie czeka: lekcye szły zwykłym trybem.... (ciszej) w dzienniku było nawet parę dwójek... gdy, w sobotę, tak — w zeszłą sobotę, mama woła mnie do siebie i oznajmia, że panna Albina opuszcza Buczynek. W pierwszej chwili zrobiło mi się jakoś dziwnie... nawet trochę smutno. (zamyśla się). Panna Albina była u nas cztery lata — przyzwyczaiłam się do niej — lubiłam ją... Najmilsza jednak nauczycielka nie może przy uczennicy siedzieć wiecznie... (po chwili) a ja skończyłam rok szesnasty, (uroczyście) jestem więc dorosłą panną. (chodzi po scenie). Mama zrobiła mi prawdziwą niespodziankę — myślałam, że jeszcze rok przynajmniej będę musiała pracować, gdy tymczasem... (z radością) dobra kochana mama! (zamyśla się). Gdzie też rodzice pojechali?... tatko mówił, że do Lublina — pewno jednak dalej...