Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/134

Ta strona została skorygowana.
Zosia (chłodno).

Co tu mówić o poświęceniu!... ale, doprawdy — jesteś tak dziwna, że z tobą nawet nie można zacząć o kwestyach poważniejszych...

Amelka.

Ach, Zosiuniu, wysłucham cierpliwie i spełnię wszystko co każesz. (n. s.). Ach, gdyby chociaż, na dowód posłuszeństwa, nie kazała jeść kalarepy, bo tego — jak mamę kocham, nie mogę! (głośno — obejmując Zosię z czułością). Droga Zosieczko, powiedz mi szczerze, czem potrafiłabym zasłużyć... (słychać ruch za sceną).

Zosia.

Jeżeli chcesz — powiem. (zakłopotana, spogląda ciągle w stronę drzwi z lewej). Tylko uważaj pilnie... (nasłuchując) zapóźno już! ach, spiesz się! (po chwili z niecierpliwością). Co? jeszcze tu jesteś?

Amelka (zdziwiona).

Nie wiem, gdzie miałam iść...

Zosia (n. s.).

Kapuściana głowa! — nigdy się nie zrozumiemy, to trudno. (popycha Amelkę ku drzwiom). Zlituj-że się — no prędko!... Deklamuje o poświęeeniu, a gdy ja proszę, błagam, ani chce słuchać.