Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/168

Ta strona została skorygowana.
Pawełek (śmieje się).

Strach mnie zdjął, gdy rzekła o doktorze i niby dygotałem, a prosiłem: moja paniuńciu kapeczkę wódki, jeno mocnej... Doktorowi trzeba zapłacić, państwo wyjechali, a ja chudziak pieniędzy nie mam...

Marysia.

Toć nie co!

Pawełek.

Przyniosła zaraz wódki dobrą kwaterkę...

Marysia (z uznaniem).

Sprawiedliwie!

Pawełek.

Przyniosła tedy i chce mi prosto w gębę lać — za zimna! wołam — a trzęsę się i krzywię. — (po chwili). Ma racyę, chłopak — powiada gospodyni — wylej to, Magda, w garnuszek i przysuń do ognia, byle duchem! — Ja flaszkę ciągnę do siebie — ona do siebie: Ino nie grymaś! woła. — Nie grymaszę, rzekłem, paniusiu złota, ale chciałbym zaraz się położyć. W kredensie sam przygrzeję wódkę — łyknę — owinę się derką, to w gorącość mnie wrzuci. Rób jak uważasz, powiedziała, a ja co tchu z wódką do psiarni... (śmieje się). Walet krzynkę się bronił, z Zagrajem — bajki, ale Nora do pijaństwa nie ochotna wcale... aż mnie chwyciła za rękę; (ogląda rękę) myślałem, że skaleczy.