Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

czy, mało mleka daje. (po chwili, wskazując Józefkę). Toć patrz — ciżmy jej trzeba kupić, bo dziewczynie wiatr dmucha w palce, a zimno teraz.

Rózia (z wielkim żalem).

Oj! oj! oj! i ciżmy dostanie! Oj! oj! i z tatulem się zobaczy, a ja tu jak w areszcie.

Józefka.

Siostra-ś ty, czy nie siostra? Mam dla ciebie boso chodzić i marznąć!

Rózia.

Najbardziej sobie krzywduję, że ty tatula zobaczysz, a ja nie.

Walentowa (która skończyła się wybierać).

Nie poleży on tam długo w tym szpitalisku, rwie się do żuru, a nie dają, tylko jakąś polewkę z kaszy, co się nazywa kleik.

Rózia.

Biedny, biedny tatulo, toć mu barszczu zanieście.

Walentowa.

Kiej nie kazali — co ja pocznę nieboga! (do Józefki). No Jóźka rychło się wygrzebiesz?

Józefka.

Idę matulu. (podskakuje wesoło). Ostań z Bogiem, Róźka. (całuje ją).