Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/214

Ta strona została skorygowana.
Alfredek (rzuca się Adasiowi na szyję).

O, mój kochany!

Adaś.

Fe! bądź-że mężczyzną! (Alfredek usuwa się).

Franio (półgłosem do Adasia).

To ciężar, chciej mi wierzyć. We dwóch łatwo damy sobie radę... potrzebna nam ta kula u nogi?

Adaś.

Widzisz, Franiu — żyliśmy z sobą jak bracia, od najmłodszych lat... On się przywiązał, dobry chłopaczysko...

Franio.

Co mi tam!... Ale pamiętaj, że ostrzegałem. (głośno). Powiedz jednak, czy twój przyjaciel od miotły wie o naszych zamiarach, czy też umiałeś trzymać język za zębami.

Adaś.

Właśnie ci opowiem, jak to było... Rano, gdy wyszedłem z domu, niby do szkoły, wpadam tutaj — Marcin z tobołkiem podążał na kolej — spotkałem go w sieni... „Ach, Marcinku kochany, mówię, tak mi potrzebny młotek, zaraz go oddam”. — Choćby panicz nie wiem jak potrzebował, nie wrócę do izby, odrzekł starowina. Ale niech panicz sam pójdzie i weźmie; na frontowych schodach klucz leży pod dywanem — trzeci stopień czwartego piętra...