Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
Bronia.

Czarownica!... Ach ukryjcie mnie, moje kochane; miejcie litość nademną! (Panienki otaczają Bronię).

Kazia (łagodnie).

Moja Broneczko, zastanów się. Czarownic nie ma na świecie.

Bronia (z płaczem).

Aha! nie ma!... (tajemniczo) Jak stanęła pod sosną, to zaraz ptak się zerwał... taki duży... Stasia nawet słyszała, że przemówił ludzkim głosem.

Kazia (n. s.)

Robota Stasi! znamy ją... (do Broni) Bądź spokojna — o — patrz poszła na jagody i zbiera w dzbanuszek. Przecież nie ona jedna — widzisz, tam na prawo, dwie dziewczyny, dalej znowu chłopcy...

Bronia (patrząc).

Masz racyę... (po chwili) Ale tamta jest okropna... twarz pomarszczona, żółta, oczy zapadnięte....

Kazia.

Chora pewno. Nie widać twarzy, po ruchach jednak sądzę, że musi być bardzo stara.

Bronia (rzuca się na szyję Kazi).

Uspokajasz mnie!