Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

oczach, słuchać napomnień przy każdej sposobności. (po chwili) Gdybym tak, naprędce, coś nowego wymyśliła?... co wesołego i śmiesznego?... (stuka się w głowę) nuże! (zamyśla się) jeszcze nic?... a tu trzeba czegoś nadzwyczajnego, żeby długo było pamiętne. (chodzi zamyślona — wreszcie zatrzymuje się) Wyborna Kazia! chciała mnie ratować... (ze śmiechem) należy jej się wdzięczność za dobre chęci. (spogląda na lewo i myśli kiwając gtową) Już wiem, ach, już wiem! (klaszcze w ręce) doskonale! doskonale!... (Siada na pniu sciętego drzewa i wyjmuje z kieszeni papier, oraz trochę wstążek). Przy pomocy szpilek z papieru od czekolady będzie wspaniała korona... wstążki też się przydadzą... (śmieje się) przestraszę tych dudków, a sama będę miała trochę rozrywki. (wkłada koronę, opasuje wstążkami szyję i ramiona, potem mówi grubym głosem) Na co spojrzę, moje... jam pani tych pól i lasów... drzewa mi się kłaniają... Gdy zechcę, wszystkie padną mi pod nogi... (Maciuś skrada się nieśmiało i patrzy na mówiącą) tak — wszystkie padną... (Maciuś przybliża się) Na kolana niewolniku! (Maciuś, przerażony, ucieka z krzykiem). Nie oddał mi czci należnej — nie złożył hołdu... (coraz głośniej — z przesadą) O, prostoto, o, dzikości, jakiemi słowy przemówić do ciebie!

(Rafał i Józiek nie spuszczając oczów z mówiącej, wchodzą z wahaniem.)




SCENA VII.
Stasia, Rafał, Józiek.

Józiek (trąca Rafała i kryje się za nim). Zkąd się to tu w lesie wzięło?