Strona:Karolina Szaniawska - Z głębin życia.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

Znam wypadek, którego bohaterka na żądanie męża przyjechała do Warszawy z dalekiej prowincyi leczyć się w odpowiedni sposób. Miała biedaczka dorastające dzieci, fundusze, w rękach władcy i pana stopione doszczętnie, żadnego uzdolnienia, któreby jej pomogło dźwignąć się o własnych siłach, a w dodatku boleśnie pewne przekonanie, że to, co ma uczynić, zbrodnią jest.
Nie cofnęła się wszakże, rozkaz bowiem był stanowczy. Przypłaciła go życiem. Umierając, oskarżała sędziego swojego, a cierpiała w tych ostatnich chwilach męki podwójne, gdyż zostawiała córkę i trapiła ją myśl o niej.
Mąż — uwodziciel — to przecież coś tak okropnego, że z niczem porównać się nie da! Ofiara ginie, zostają po niej dzieci — taki pan wybierze sobie inną, a w nagrodę czynu ma jeszcze dwie korzyści: nowość i posag.
Najczęściej małżonkowie oboje godzą się z koniecznością. Kobieta dobrowolnie, z przekonania, wzywa specyalistkę, rujnuje sobie zdrowie na rok, na parę lat, czasem na zawsze, a czasem wychodzi ręką obronną. Czy tak, czy owak, ma sumienie czyste. Nie mogłaby całej gromady wychować, ubrać, wykształcić i wykierować na ludzi, przeto poświęca się dla żyjących, nie krzywdzi zaś nikogo, oprócz siebie.
Pogląd ten, szeroko rozpowszechniony a tak bardzo nieetyczny stosuje się w praktyce codzień. Setki oprawczyń ciągną z niego dochód.
O matki, jakże nie pojmujecie ani dobra, ani szczęścia, jakże wam daleko do ideału kobiecości!