Strona:Karolina Szaniawska - Z głębin życia.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Prowadząc przed sobą na ulicę parkę wystrojoną, jakże jesteście pewne siebie, pyszne; a wszak wychowujecie duże lalki, zamiast czworga lub pięciorga ludzi.
Co społeczeństwu przyjdzie z lalek, które kosztem tamtych opływają w wygody i zbytki, stroją się, bawią, paplą kilkoma językami, mają wszystkiego po uszy na to tylko, by powiększyły i tak dość liczny zastęp samolubów? Bo już sam ten kierunek, dążność sama, aby szczęśliwym wybrańcom było zawsze jak najlepiej i jak najłatwiej, skazują ich na niedołęgów moralnych i egoistów. Nie wyhodują ani siły woli, ani charakteru, do czego trzeba warunków wprost odmiennych.
Niegdyś na Podlasiu, w zamożnej rodzinie ziemiańskiej była matka, która nie cofnęła się wprawdzie przed obowiązkami natury, lecz wydawszy na świat kilkoro potomków, dla ich dobra i szczęścia, aby majątek nie został rozdrobniony, przeznaczyła dwoje na chowanie, troje na śmierć.
Nie zabiła ich jednak odrazu niewiasta pychy wielkiej i temperamentu bajecznego, których tradycya dotąd się utrzymuje, lecz umieściła każde z trojga dzieci w beczce osobnej i zamknęła w piwnicy o chlebie i wodzie.
Jest to fakt autentyczny.
Widziałam dwór i piwnice, rozmawiałam z włościanami, których ojcowie wspomagali paniczów-skazańców, wpuszczając im przez okienka żywność; nie śmieli jednak srogiej pani się sprzeciwić, bo miała ona i dla nich rękę twardą w dotknięciu. Opowiadają, że zbrodniarka matka została pociągniętą do odpowiedzialności i umieszczczona pod pręgie-