Strona:Karolina Szaniawska - Z głębin życia.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

cnienia energii wytwórczej, przedewszystkiem zaś intensywności jej działania.
Gdy zestawimy urządzenia obecne z prostotą dawniejszą, nie jakichś tam czasów odległych, lecz tych, które przeżyliśmy sami, większa część wspomnień, plącze się i miesza, albowiem gotowi jesteśmy nie wierzyć, że to są rzeczy widziane przez nas własnemi oczyma, lecz reminiscencye opowiadań matek i babek. Różnica, dzieląca te dwie epoki, przerasta kolosalnie zwykłą miarę czterdziestu kilku lat.
Ale też nie one same ją wydały.
Prace mózgów, będących dziś prochem, wysiłki energii, co niby lawa wulkanu zastygły i zmartwiały, pierwsze błyski idei, pomysłów szkice, szeregi prób udanych, a nawet gdy nieudane, niestracone, wszystkie te długie, długie przygotowania poprzedzały ostatnią dobę. Największy bowiem mozół trwa w cichości, zaś jego rezultaty im prostsze, im bardziej naturalne, tem wspanialsze.
Kto pyta ile lat, ile wieków ludzkość biedziła się nad ich osiągnięciem.
Spożywając soczystą duchessę, nie pytamy również, kto sadził drzewo, które ją wydało, kto je szczepił, owoce we właściwej porze zebrał, w bibułkę poowijał i wysłał do sklepu, zkąd w ręce nasze się dostała. A wszak to także praca kilku lat — dzieło trudów kilkoletnich człowieka, ziemi, słońca, zanim nastąpił zbiór, opakunek i t. d.
Geniusz wykradł iskrę bogom — laik myśli, że to zwyczajna zapałka i patrzy obojętnie. Wcale mu nie dziwno. Mniej więcej tak samo patrzeć będziemy wkrótce na cząsteczki radu.