Strona:Karolina Szaniawska - Z głębin życia.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

Pod temi hasłami i na tych zasadach dzieją się wykroczenia, przestępstwa, zbrodnie; świętość ich osłania moc brudów, służy za pokrywkę moralnej zgniliźnie, toczącej społeczeństwo, jak gangrena.
Temat, jaki ośmielam się poruszyć, odsłania ranę krwawiącą. Najłatwiej byłoby, zostawiwszy ją w spokoju, patrzeć obojętnie na dalszy rozrost — lub przenieść całą sprawę do czasopisma specyalnego. Należy ona jednak przedewszystkiem do dziedziny etyki, z tego więc punktu weźmiemy ją pod uwagę.
Żenić się, czy nie żenić — zakładać rodzinę, czy nie — każdy ma prawo decydować podług własnej a nieprzymuszonej woli. Naszem zdaniem jednak, lepiej się nie żenić, nie wychodzić za mąż, niźli związać swoje życie z cudzem dla wiktu i opierunku lub dla dostatków. Cel związku pierwszego jest zbyt marny, drugi zaś poniża człowieka.
Lepiej więc rodziny nie zakładać wcale, niż założyć złą, a na takich fundamentach dobrą ona być nie może.
Nieszczęściem, związki tego rodzaju, zwane rozsądnemi, są najpowszedniejsze. Nie zaliczamy ich do zjawisk nowych, Stare, jak świat, powtarzają się przez całe wieki, tylko tło jest rozmaite i dekoracye, zależnie od warunków, w jakich młode pary spotykamy.
Małżeństwa, zawarte dla korzyści materyalnych, nie gorszą nikogo. Błogosławią im rodzice z całem przekonaniem, sami w duszy pewni dla siebie i dla nich błogosławieństwa Boga. To ohydne!
Młodzieniec ślubuje kobiecie niekochanej, dziewczyna przysięga bez miłości, pozwala się