Strona:Karolina Szaniawska - Z głębin życia.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

kupować za cenę dożywotniego dobrobytu a tam może, w głębi kościoła, ukląkł, o mur głowę płonącą oparł, ktoś nad całe światy droższy, ktoś co był duszy jej połową, lub też duszy jego. Tak samo pójdą może kiedyś za przykładem tych dwojga, którzy ślubują miłość sercami pustemi, a może szlachetniejsi, znajdą dla siebie inne cele życia…
W orszaku krewnych, doskonale pojmujących sytuacyę, nie znajdzie się człowiek uczciwy, któryby zbrodni krzywoprzysięztwa zapobiegł, któryby nie dał wyrzec słów kłamliwych i sfałszować Sakramentu.
Nie, takich tutaj niema. Byłby skandal, co w dobrem towarzystwie nie uchodzi. Ale uchodzi prostytucya pod osłoną Sakramentu małżeństwa. Ci ludzie się sprzedali! przehandlowali swoją godność, swoje ciała i swoje dusze.
Do śmierci!…
Dla takich oblubieńców „Te Deum“ jest hymnem pogrzebowym; do grobu idą, nie do życia, gdy tam, gdzieś, na świecie szerokim serca swoje zostawili, swoje marzenia czyste, bezinteresowne. Stracili wszystko, co najlepsze, co najdroższe, są nędzarzami w karecie wonnej od bzów białych i narcyzów. Wspaniałość wesela, toasty, mowy, urągają pustce jaka przed nimi się otwarła na całe długie życie… do śmierci. Jak ludzie w tych warunkach śmią przysięgać!