Strona:Karolina Szaniawska - Z głębin życia.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.
Z głębin życia.
(Dokończenie).

Chcąc żyć i użyć, musimy posiadać teraz większe fundusze, niźli ongi. Dostatek inaczej dziś wygląda, niż dawnemi czasy, kosztuje też więcej. Przybyło mnóztwo szczegółów rozmaitych w urządzeniu domu, ubraniu, kuchni — szczegółów na pozór błahych, może po części i zbytecznych, do których jednak przywykliśmy, że niemal w krew nam weszły.
Bądź co bądź, gdy wystarcza dla dwojga, znajdzie się i dla trzeciego. O, tak — trzeciemu będzie dobrze — zupełnie dobrze nawet. Jest więc pożądane, witane z radością. Młoda para popisuje się niem, niby jakimś meblem, wazą chińską, rzadkim okazem rośliny. W puszystym płaszczyku, atłasowym kapturku, małe bobo przedstawia się, jak królewna śnieżka. Jest cudne, a takie szczęśliwe, pieszczone, psute, tak bardzo kochane!... Wszyscy mu służą, chwalą je, uwielbiają, ponieważ jest nadzwyczajne, inne jakieś niż ogół malców. Dano mu pokój, mamkę, niewiadomo czy dostatecznie zdrową, czy uczciwą (co zrobiła z dzieckiem własnem?), ale przystojną i wesołą, śliczną kołyskę z pawilonem, co to podobno ma być niehygieniczny, ale bardzo ozdabia, i zaraz z progu rzuca się w oczy, zabawki, które psuć mu wolno, słowem, dziecię opływa w rozkosze. Szkoda, że się na tem nie zna, nie rozumie swego słodkiego stanu, grymasi, złe, nerwowe, nie sypia po nocach.