o dzwonach
Na tle pięknych okolic i jezior kaszubskich powstała wielka ilość podań. Krążą opowiadania o górach zamkowych w Bytowie, Bielgardzie i Cerekwi, o zapadłych miastach, wsiach i kościołach, o skarbach zaklętych i zatopionych dzwonach. W jeziorze między Modrzewem a Wielkiem Tuchomiem w poranek wielkanocny odzywają się donośnym głosem dwa dzwony kościelne [76 XXII 236]. Lud kaszubski podobnie, jak np. nasz lud na Podkarpaciu, wierzy w siłę nadprzyrodzoną dzwonu i wogóle uważa go jakby za istotę żywą. Dowodzi tego podanie o pogańskiej córce Zuzannie koło Chmielna [76 XXII 238], która wyprosiła u ojca pieniądze na budowę zamku, a w rzeczywistości wybudowała kościół. Gdy ojciec przyjechał i to zobaczył, kazał ją przebić. Przebito ją i wrzucono do jeziora, a wtedy i dzwony poszły za nią w głąb wody, a idąc w wodę dzwoniły imię jej: Zuzanna. Jeden z tych dzwonów wydostano na wierzch. Na Boże Narodzenie pewna dziewczyna wyszła nad wodę i zobaczyła dzwony, jeden chwyciła i wyciągnęła. Gdyby była uchwyciła wielki, toby i inne wyszły za nim, a było ich razem trzy. Tylko jeden mały przyszedł do góry, a gdy wzięli go na wieżę, śpiewał zawsze: Zuzanna, Zuzanna, tak że go przelać musieli. Inne dwa pozostały w wodzie i wołały: „My nieszczęsne, gdyby wielki wzięła, tobyśmy wszystkie wyszły“. Takie wierzenie w życie dzwonów nie jest wyłączną właściwością Kaszubów, ale i naszego Podkarpacia. Np. we wsi Mikluszowicach krąży podanie, że dzwon przez dzwonienie bąm, bąm, Jąn, Jąn zaznaczał, jakie chce mieć miano. Dlatego, gdy go ksiądz nazwał Mikołaj, skoczył z wieży do Raby. Raz, gdy parobek plebański pławił konie w Rabie, dzwon chwycił się końskiego ogona, ale parobek myślał, że to jakieś złe konie do wody ciągnie, zaczął kląć zamiast wzywać imienia Boskiego, a wtedy dzwon urwał się koniom od ogonów, zaśpiewał żałośnie bąm, bąm, ja jes święty Jąn i poszedł z wodą Raby do Wisły, a stamtąd do Chełmna, tam go dopiero wyłowiono i tam już został. W Mikluszowicach zaś ulano nowy dzwon, ale nie dawano mu już innego miana, jak św. Jan, w obawie, aby się nie rozżalił i znów nie poszedł za wodą [59 V 359—360].
Lud nasz uważa dzwon jakby za istotę żywą i ma do swych dzwonów wielkie przywiązanie, czego dowodzi fakt z Sierakowic koło Kartuz, że tamtejsi chłopi zakopali przed Niemcami dzwony, a dopiero po wojnie je odkopali i uroczyście wprowadzili do kościoła [Sobieski 83 233]. Podobne wypadki znane są z innych obszarów Polski. Z tego też powodu kaszubskie opowiadania o dzwonach nawiązują często do Szwedów rabujących dzwony kościelne,