Strona:Kazimierz Bartoszewicz - Trzy dni w Zakopanem.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

wytryska woda i jest koło niej bardzo zimno. Dla tej zimnej wody przychodzą tu ludziska, jakby dla czegoś osobliwego. Afrykańczykowi możeby to zrobiło przyjemność, ale nam, co nietylko wody lecz i lodu w zimie mamy po uszy, trochę mniej lub więcej zimnej wody może być całkiem obojętne. Zapłaciliśmy przewodnika za to, żeśmy widzieli... wodę; szkoda, że nie każą jeszcze płacić za widok drzewa, kamieni, lub gęsi tatrzańskich.
Razem z nami w Kalatówkach było duże towarzystwo, między którem znajdowało się kilka mężatek i panienek. Zauważyłem, że wpływ ich pod pewnym względem cywilizuje górali, zwłaszcza młodych i przystojnych. Nauczyli się tak szarmancko całować rączki, jak eleganty warszawskie. Co więcej zauważyłem, tego już nie zanotuję, bo może to tylko moje przywidzenie. Zawsze jednak radziłbym mężom, aby sami podsadzali niewiasty do góry, bo niewiasta to rzecz ułomna, a o Boską obrazę nie trudno.
Wracając z Kalatówek przysłuchiwaliśmy się muzyce. Byłem ja raz przypadkiem w Ryczywole na weselu mieszczanina, a choć to już temu lat 30 z okładem, cały Ryczywół stanął mi żywo w pamięci, kiedy usłyszałem dźwięki Straussów