Strona:Kazimierz Bartoszewicz - Trzy dni w Zakopanem.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

piął się na wysokie drzewa, a im był starszy, tem więcej nosił nos do góry. Nawet w stylu był górnolotny i nazywał np. samowar »domowym Wezuwiuszem«. Z Mickiewicza znał na pamięć tylko Sonety krymskie... Przyjechawszy do Krakowa, rozpoczął od zwiedzania Krzemionek, a skończył na »Psiej górce«...
I tak dalej prawił wesoły facetus, kreśląc cały żywot pana Józefa. Nie mam miejsca w moich notatach na przytaczanie całej biografii taternika. Dość, że tacy panowie, jak ów Józef, gdy tylko się dorwą trochę grosza, pędzą zaraz w góry i zdzierają buty, aby tylko na jaki »wirch« się wydostać. Kiedy jeden spotka drugiego, opowiadają sobie tylko o swoich wycieczkach: ja byłem wczoraj na Bretnalówce przez Stare Czopy, a ja przez Piersidło spuściłem się w dolinę Czarnej Siklawy, a ja znowu przez Pędziwiatr i Łamaniec dostałem się na szczyt Jarzębinki... Taternik dopiero wówczas zaczął czytać Sienkiewicza, kiedy się dowiedział, iż autor »Ogniem i Mieczem« odwiedza Zakopane. Matejki żaden z nich nie uznaje: »co mi to za malarz, który nawet nie był na Zawracie!« Choćby im pot z czoła kapał, chodzą w serdakach, a kiedy idą, to stawiają kroki na dwa łokcie szerokości. Pierwszemi wyrazami,