Oko się za nią przepłakać nie może:
Zaledwie piąty kwitnął owoc sadu,
Gdy mi zniknęła, jako cień bez śladu;
Już to dwunastym liściem wiatr pomiata,
Jak myśli matki zatruwa jéj strata.
Gdy Tatar o polskie dobijał się plemię,
W pustkach wsi stały, a odłogiem ziemie,
Okolnych lasów i wiosek pożary
Gniewu Bożego zwiastowały kary;
Z wiatrem, co strzechy i konary walił,
Do nas wróg przybył i wioskę zapalił.
Dzień to był sądu: — śród płaczu i gwaru
Wśród ciemnéj nocy, wichrów i pożaru,
Razem rolnicy ku obronie bieżą,
Razem się wojsko ciśnie za grabieżą;
W téj walce z dymem znikła nasza strzecha.
W tedy mi córka, jedyna pociecha,
Znikła bez śladu. Przez długie ja czasy
Chodziłam za nią na wioski i lasy;
Ale jak kamień do Wisły rzucony,
Zniknęła wiecznie, głuche każde strony;
Co dzień do kłosów przychodzą oracze,
A ja dziecięcia nigdy nie zobaczę;
Na świat szeroki próżno rzucać oko,
Świat nie pocieszy a niebo wysoko!
Niech wola Boska, będzie Boska chwała,
Ciebiem ja za nię synu! wychowała;
Bo gdzie sierota przyjęta pod strzechę,
Tam z niebem bliższy Bóg zsyła pociechę.
Może też moje utracone dziecię,
Podobnie kędyś na szérokiem świecie
Litość znalazło; żyje gdzie u matki
Pomiędzy własne policzone dziatki.
W takiéj ja myśli po ojców twych stracie
Ciebie małego wychowałam w chacie,
Litość za litość. Niebieska opieka
Tajnie nagradza uczynki człowieka;
A jeśli ziemia strawiła jéj kości,
Swobodna dusza w krainach przyszłości
Strona:Kazimierz Brodziński - Wiesław i pieśni rolników.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
8
WIESŁAW