w małym, nędznym pokoiku w jakimś zajeżdzie żydowskim w Skierniewicach czy innem miasteczku, spędził tam (Reymont) trzy dni sam na sam z „Trylogją”. Nie jadł, nie spał. Z prostego dzbana popijał tylko wodę i wchłaniał w siebie niepożyte piękno arcydzieła sienkiewiczowskiego, a z niem razem wchłaniał w siebie Polskę rycerską, wspaniałą, oszałamiającą, której nie znał, bo nie czytał przedtem żadnego dzieła historycznego[1], bo nie miał nawet najelementarniejszych wiadomości o przeszłości narodowej, bo w szkółce, do której uczęszczał jako chłopiec, uczył się tylko historji rosyjskiej, historji ujarzmienia własnego narodu. I stał się cud. Oczy jego przejrzały. Serce w jego piersi zabiło mocniej. Nędzna izdebka zaludniła się zjawami. Czwartego dnia rano, zamknąwszy ostatni tom „Pana Wołodyjowskiego“, zerwał się z łóżka, napisał na skrawku papieru podanie o dymisję, skwapliwie przyjętą przez naczelnika stacji, który uważał go za „niezdolnego do pisania raportów“ i w raportach tych niemiłosiernie kreślił i poprawiał jego styl — i z kilkoma rublami w kieszeni wyjechał do Warszawy, gdzie nie czekało go nic prócz nędzy i rozczarowania“. (Z. Dębicki: „Wł. St. Reymont”. Laureat Nobla, str. 25 — 26.)
Wśród szarego, jednostajnego życia na małej stacyjce począł Reymont spisywać pierwsze swoje wrażenia. Siedząc na plancie kolejowym lub w rowie, pod gołem niebem, w czasie doglądania robót przy torach i mostach, szkicował ołówkiem w notesie błąkające się w jego głowie zamysły i koncepcje, które ubierał następnie w formę utworu literackiego. W ten sposób powstały pierwsze nowele Reymonta. Najwcześniejszą z nich, pod tytułem „Wigilja Bożego Narodzenia”, napisaną w roku 1893, ogłosił w piśmie krakowskiem
- ↑ Dębicki ma na myśli większe monografje historyczne.