Strona:Kazimierz Deczyński - Żywot chłopa polskiego na początku XIX stulecia - red. Marceli Handelsman PL.djvu/24

Ta strona została przepisana.

lach, w cesarzach; zaczynają się rozwijać jakieś specyalne nadzieje, pokładane w panującym, które z biegiem czasu również miały się rozwiać. Deczyński w »Opisie życia włościanina polskiego« jest właśnie typowym wyrazicielem tego odłamu naszego włościaństwa. To była jedna forma, w jaką się miała odlać myśl świadomej swej odrębności klasowej części włościaństwa.

A druga? druga ukształtowała się nasamprzód na obczyźnie, na emigracyi, w oderwaniu od życia, pod wpływem ciężkiej strasznej doli, jaką znosić musiał wojak polski po wojnie, nim się dostał wreszcie do Francyi[1].

  1. Kiedy panowie z łatwością dostali się do Francyi, nie tak szczęśliwym był los żołnierzy polskich. Wbrew wszelkim zwyczajom prawa międzynarodowego Prusy odegrały w danym wypadku najbezwstydniejszą rolę sługi rosyjskiego. Wojska polskie, które weszły na terytoryum pruskie neutralne i składały broń, rząd pruski zmuszał do powrotu, chcąc je oddać w ręce Mikołaja rzekomo wobec amnestyi, jaką car ogłosił. Wiadomo jednak żołnierzowi było, co znaczyła amnestya Mikołajewska: «wcielono do wojska rosyjskiego podoficerów i szeregowców, którzy służyli w armii polskiej!» (Przegląd polski, T. 160 str. 192) i wysyłano ich na południe lub w głąb Rosyi. — Rozporządzenie to dotykało wyłącznie włościan; to też żołnierze stanowczo odmówili i nie zgodzili się na powrót. Rząd pruski postanowił ich zmusić siłą i zamknął w twierdzy Grudziąż. Tam dopiero dał się we znaki chłopu polskiemu cywilizowany kulturtraeger, pachołek pruskiego króla. «Przybywszy świeżo z niewoli pruskiej mam za obowiązek donieść Wam szanowni obywatele« — tak brzmi sprawozdanie więźnia, który przyjechał w 1836 do Francyi, przesłane przez Sołtyka dnia 31 października t. r. na ręce Koźmiana do Komitetu w Londynie, »o smutnem i nieszczęśliwem położeniu naszych ziomków, uwięzionych w Fortecy Grudziąż w liczbie 177, składających się z wachmistrzów, podoficerów i żołnierzy. Głos tych nieszczęśliwych nie mógł wyjść za obręb, bo i wszelkie ich prośby