Na dzień drugi objeżdżali spichlerze, poczem Maćko miał pożegnać króla i krypą do Czerska, a stamtąd do swego województwa jechać.
— Bywaj więc, miły nam panie wojewodo! — mówił łagodnie król Kazimierz — a pomnij, że widzę przez bory i lasy!
— Królewski wzrok!... — rzekł Maćko z przekąsem lekkim.
Kazimierz brew zmarszczył.
— A cóżbym za król był — odparł poważnie — gdybym nie wiedział nic, co za lasami i borami się dzieje?
— To też mówię: królewski wzrok! — rzekł Maćko, drgając śmiechem wewnętrznym. — Wiem, miłościwy panie, że doskonale widzisz!...
— Rad jestem, wojewodo, z tego przeświadczenia twojego — król na to — bo czyniąc służby, wiesz, że je czynisz pod bacznem okiem królewskiem.
— A tak, miłościwy panie, tak! — rzucił Maćko, śmiech ledwie hamując.
Strona:Kazimierz Gliński - Ostrzeżenica.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.