Po ziemi się czołgał, całował stopy kapłana, a gdy go podnieśli, zwrócił się do króla i rzekł:
— Niebywały człek z was, panie odźwierny, litość macie nad sieroctwem mojem. Marna chudoba ze mnie, ale iżeś miał zmiłowanie boskie i do księdza zaprowadził, czem mogę, wynagrodzę. Weź groszniak ode mnie na piwo — to mi jedno z dobytku mojego ostało.
Ledwo ksiądz od śmiechu się wstrzymał, choć by miał w oczach, widząc kmiecia, dającego groszniak królowi, ale król go wziął, za pas schował i rzekł z powagą:
— Nie wiesz, iż więcej niż skarb mi dajesz.
Po chwili znajdowali się sami w izbie. Ksiądz wszedł raz jeden tylko, przyniósł gorzałkę, chleba bochen, szczyptę soli i kółko kiełbasy wędzonej na cynowym talerzu.
— Głodnyś — rzekł król, siadając — jedz, proszę!
Wziął czarkę.
Strona:Kazimierz Gliński - Ostrzeżenica.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.