Ta strona została uwierzytelniona.
Chłop syknął.
— Ułapić nie może? — spytał.
— Nie chce, bo myślał słowem dobrem złe naprawić.
— Pan Jezus nie utrafił, a cóż król ziemski!...
Otarł usta rękawem.
— A wy, panie odźwierny, nie jecie?
— Mniej głodnym od was.
— Pewnikiem wam się nie cni na dworze królewskim; pierogów, miodu i omasty wbród macie, a Maćko nie stoi nad wami.
— Jak was zwą? — król spytał.
— Czestmir z chrztu świętego, a po ojcu Gwóźdź.
— Opowiadaj o swojem nieszczęściu.
Kmieć nagle jak noc spochmurniał, a łzy stanęły mu w oczach.
— Ano, posłuchajcie, panie odźwierny — wyszeptał.
I tak zaczął:
— W Borkowicach chałupę miałem po dziadkach i pradziadkach, na poletkach rodziła pszenica i żyto, rzekłbyś, panie