Ta strona została uwierzytelniona.
takiej... — zajęczał i wargi do krwi przygryzł.
Król podsunął znów czarkę.
— Pij!... bo dech stracisz.
— A wy, panie odźwierny?
Król wziął czarkę i uderzając o szklenicę kmiecia, rzekł:
— Na zgubę Maćkową!...
Chłop podniósł się nagle, aż zatrzeszczała ława, na której siedział, i zawołał głosem, w którym ból drgał i pomsty pragnienie:
— Niech zczeźnie, niech zginie, niech przepadnie, niech go żywcem ziemia pokryje!...
— Amen! — rzekł król.
Było to straszne Amen, wypowiedziane ustami pana takiego.
Nastała chwila milczenia, podczas której słychać było oddechy dwóch piersi, ciężkie, nierówne, lecz groźne zarazem — aż król się odezwał:
— Dziś przyjeżdża tu Maćko z Borkowic...
Czestmir ruch zrobił, jakby uciekać chciał.