Po chwili omdlenia, gdy przytomność wróciła, niewymowny ogarnął go strach... Cisza wszędzie i ciemność wszędzie, wszędzie ciemność i cisza.
Z potężnej piersi Maćka ryk wypadł — ale stłumiły go mury... Nie odezwało się echo żadne, głos żaden nie przerwał tego milczenia mogiły.
Uwolniony z pęt, podniósł się z ziemi i naokół zaczął szukać rękoma...
Mur... mur... bezlitośny, głuchy mur wszędzie! W jednem jeno miejscu nie było ściany — otwór jakiś ze sklepieniem u góry.
Był to podziemny kurytarz, który kołem wielkiem okrążał potężne fundamenty wieżycy i tworzył pierścień spójny, krąg bez wyjścia, zaczarowane koło wieczności.
— Może tam głąb, przepaść i śmierć!... Aby raz skończyć, aby raz skończyć... — szeptał skazaniec i krok naprzód postawił.
I szedł tak Maćko wojewoda z podniesionemi ku górze rękoma, z oczyma przeraże-
Strona:Kazimierz Gliński - Ostrzeżenica.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.