Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

lem w ręku zjawił się, przeprowadzony ujadaniem gończych, na ganku.
Ja jakoś nie miałem czasu, ale Mordka miał i czekał. Czekał godzinę, dwie... zjadł kilka obwarzanków i włóczył się za mną, jak cień po całem gospodarstwie, raz po raz pytając:
— Może jaśnie pan sprzeda kilkanaście par? może kilka korcy grochu? może ze dwie furmanki owsa? Ja dobrze zapłacę...
Znudzony, sprzedałem mu pięćdziesiąt korcy jęczmienia.
Wyjął pieniądze, zapłacił, nawet kontraktu nie żądał.
Mój Boże! jak się to czasy zmieniły!
Teraźniejszy Mordka niedość, że mię już „jaśnie panem“ tytułować przestał, ale i kontraktu wymaga, w dodatku na stemplu, żeby kotrawencyi w wypadku rozprawy sądowej nie płacić.
W jakiś czas później sam nabyłem kilkadziesiąt korcy owsa u sąsiada. Dobiliśmy targu w dwóch słowach. Już wtedy uderzyła mię różnica między jednem a drugiem kupnem. Ja załatwiłem się w mig, Mordka kupował u mnie pół dnia.
Czyż więc moja praca przy kupnie mogła się równać z jego pracą? czyż po sprawiedliwości wynagrodzenie obu prac winno być jednakie?
Przenigdy!
Mordka zarobił na mnie po pięćdziesiąt kopie-