Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Miał później trochę subiekcyi z odbiorem, musiał fatygować sąd okręgowy i komornika, ale koniec końcem odebrał swoje i nikomu się chyba owies tak dobrze nie opłacił, jak jemu.
Bywali jednak pacyenci nieuleczalni. Z temi Mordka nie chciał mieć nic do czynienia. Gdy się taki szlachcic trafił, najczęściej Mordki nie było w domu, a jeśli go już przypadkiem przydybał, to wtedy brakło mu czasu. W ostateczności Mordka Echt otwarcie przyznawał się: „że właśnie teraz nie ma pieniędzy“ — i posyłał pacyenta do innych lekarzy: Chaima Krawata, Joska Endewelta lub Herszli Feinblata...
Pomimo biegłości Mordki, trafił się czasem pacyent z takiem zawikłanem zdrowiem hypotecznem, że trzeba było zwołać consilium.
Mordka wtedy prosił pacyenta o chwilkę cierpliwości i posyłał po „najtęższe“ głowy w całym Pułtusku.
Konsylium odbywało się w języku dla pacyenta niezrozumiałym, pełnym technicznych zwrotów i określeń: a gunyś, kapcan, obe dues obe jenes i t. d.
Przecież i doktór pisze receptę po łacinie!
Handel ma także swoją łacinę — żargon. Niektórzy lingwiści utrzymują, że to jest paskudztwo, nie język.
Nie mają racyi. Żargon jest śliczną, delikatną