Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

Przed podróżą przeglądał tkwiące w głowie wiadomości, tworząc odpowiednie kombinacye.
U p. Stanisława za tydzień imieniny. Pewnie będzie bal — rozważał — trzeba tam zajrzeć. Zboża nie ma, ale możnaby „braki“ kupić. Po drodze wstąpi do Górki, obrachuje się — dziedzic z Górki lubi czasem naprzód sprzedać... potem do Dąbrówki; tam zawsze „krucho“, a mają ładny rzepak...
Ruszył w objazd.
Do dworu wprost nigdy nie zajeżdżał, zatrzymując się najpierw przed mieszkaniem pachciarza. Odbywszy z pachciarzem krótką konferencyę i uzupełniwszy pierwotne wytyczne najświeższemi wiadomościami, udawał się Mordka Echt do dworu.
Pierwsze słowa, jakie wygłaszał po powitaniu szlachcica, były rodzajem przedmowy od autora i brzmiały zwykle: „Przejeżdżałem przypadkiem, więc wstąpiłem, żeby się dowiedzieć, co u wielmożnego pana słychać...“
Jeśli szlachcic miał na sprzedaż pszenicę, to Mordka między innemi uprzedzał z miejsca, iż z pszenicą teraz bardzo źle, spadła. On sam stracił paręset rubli. Toż samo rozpowiadał o owsie, życie, jęczmieniu, słowem o tym produkcie, jaki się spodziewał kupić.
— Mówisz, panie Mordko, że żyto spadło?... — wtrącał zafrasowany szlachcic. — A ja właśnie chciałem ci ze sto korcy sprzedać.