Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

i zabierał się do odwrotu, aby tem silniej swą bezinteresowność zadokumentować.
Wtedy szlachcic sam od siebie zatrzymywał Mordkę i występował z propozycyą sprzedaży.
Mordka początkowo ani słuchać nie chciał! Powoli jednak miękł. Bo czegożby on „dla wielmożnego pana nie zrobił!“
Ryzykować — kupiecka rzecz. Mordka lubi ryzykować, choć wie, że straci, ryzykuje. Może się na czem innem odbije...
Rozpoczynały się zwykłe targi. Mordka wychodził, siadał nawet na furmankę, to znów wracał, wołany przez upartego czlachcica.
Ostatecznie po kilku wyjściach i powrotach następowała zgoda. Mordka kupił, ale pot kroplisty oblewał mu czoło, tak się napracował.
Przecież wiadomo, że jak człowiek drugich straszy, to się i sam trochę boi.
Jednakże największa praca czekała Mordkę, jeśli nieszczęściem zmuszony był wziąć się do... grzebania.
Była to nietylko robota, ale cała nieprzyjemność!
Przystępował też do tej akcyi z wielką niechęcią, po wyczerpaniu wszelkich środków układowych, kiedy przemiana gatunków zboża nie skutkowała lub „dopisywanie“ mu się sprzykrzyło.
Wtedy rozpoczynał tę najtrudniejszą część pracy od generalnego obrachunku z klientem.