Dziedzic był kawalerem, mógł się jeszcze ożenić, więc Mordka z grzeczności chciał zrobić układ. Ludzki był. Przyjechał na noc. Dziedzic go prosił, żeby przenocował; obiecywał rano zrobić rachunek, zapłacić procent. Mordka nocował, rano poszedł do dworu. Szlachcic prosił go na herbatę do kancelaryi. Zasiedli obaj u jednego stołu, przyniesiono samowar, taki duży, że cały kahał mógł pić z niego. Wypili po jednej szklance, po drugiej, Mordka prosi, żeby zacząć rachować...
— Mamy czas! napij się jeszcze — mówi szlachcic.
Mordka wypił trzecią szklankę; szlachcic nalewa czwartą. Wypił czwartą, szlachcic leje piątą...
Mordka dziękuje.
— Pij piątą, proszę — woła szlachcic.
Mordka wypił jeszcze, ale miał już za dużo. Szlachcic leje szóstą.
Mordka nie chce. Szlachcic prosi gwałtem: „Pij, panie Mordka. Czy ci herbata nie smakuje?“ i drzwi na klucz zamyka. Mordka wypił szóstą, siódmą przy zamkniętych drzwiach. Szlachcic jeszcze nalewa. Mordka już nie może... mówi „że mu doktór zakazał.“
— Głupstwo! doktorzy! — mówi szlachcic, podsuwając ósmą szklankę.
Mordka już naprawdę nie może, ale szlachcic wyjął z biurka „coś“, z czego się strzela sześć razy,
Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.