Kiwa przypomniał. Zaczęli radzić... uradzili kupić na suknię. Kiwa podjął się załatwić sprawunek, skoczył na jednej nodze i za mały kwadrans czasu przynosi sztuczkę niebieskiej materyi, w najlepszym gatunku, z plombą zagraniczną.
Dlaczego wybrał niebieską? dlaczego nie żółtą lub różową?
Kto inny, człowiek bez gustu, bez delikatnego smaku, byłby może tak zrobił, ale Kiwa nie. On wiedział, że dziedziczka z Wydmuchowa ma ładne blond włosy, wiedział, że blondynkom w niebieskiem do twarzy. Jeśli więc solenizantka była zadowoloną z prezentu, czyja w tem zasługa, jeśli nie Bobika?
Czy uśmiech żony nie wart jest pół rubla, który Kiwa dostał za fatygę? Takie znawstwo warto dużo więcej! ale Kiwie o zapłatę nie idzie, tylko o honor, że szlachcie służy.
Miał też Bobik, w dzień jarmarczny zwłaszcza, niemało roboty ze „sprawunkami“. Głowę cukru, bańkę oliwy do maszyny, trzewiki dla dzieci, łańcuchy dla bydła, kilka funtów ładnej zrazówki, kamień mydła, czy bułek, wszystko sprawiał Bobik, a na wszystko czasu mu starczyć musiało.
Między jedną a drugą tranzakcyą zbożową, przy której jego obecność była konieczną, wypadał z konotatką na miasto, biegał od sklepu do sklepu i znosił do zajazdu paczkę za paczką z towarami. Nawet pomagał furmanom na wyjezdnem pa-
Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.