— A wejźcie, ino prędko! Bo aż mnie w ślepiach strzyka...
— A jak mi się zepsuje instrument, to kto zapłaci?
— Zapłacę! Fajbuś! zapłacę, jeno rwijcie bez targu...
— Dacie pół rubelka?...
— Tylko 40 kop. — targuje się jeszcze chłop.
— Taniej niż 45 kop. nie wezmę. Chcecie? dobrze. Wasza wola — upiera się Meloch.
— Niechże już będzie po waszemu! jeno nie żałujcie ręki — jęczy zmordowany bólem chłopek.
Rozpoczyna się operacya. Angielski lewarek niby kowalskie obcęgi, kierowany wprawną ręką Fajbusia, chwyta ząb delikwenta. Fajbuś przymróżywszy oczy ciągnie z całych sił, aż chłopu sustawy trzeszczą... Wreszcie głośne „Oj! oj! zwiastuje tryumf dentystycznej wprawy Fajbusia.
— Patrzcie, co za kieł! — chwali się operator, podając pacyentowi zakrwawiony szczątek. — Nie miało was bolić? Dziura na trzy palce...
— Oj! oj! — stęka właściciel kła.
— Nie jęczcie, Janie! tylko dziękujcie Bogu, żeście się z mojej łaski takiego rozbójnika pozbyli. A teraz dajcie pół rubelka i rzućcie tyłem ząb na piec. Gębę obwiążcie chustą i jedźcie do domu.
Porada skończona. Fajbuś biegnie do baby.
Strona:Kazimierz Laskowski - Żydzi przy pracy.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.